No i zaczęło się. Teoretycznie powinnam się przyzwyczaić, ale teoria to jedno a praktyka drugie. Z pierwszymi wiosennymi promieniami – rok rocznie zaczyna się mój maraton. Sesje, projekty, wyjazdy, a jeszcze teraz filmy – wszystko nakłada się na siebie w szaleńczym tempie i powoduje, że czasami czuję się jak ROBOT. Dobrze naoliwiona, sprawnie działająca maszyna. Wczoraj wieczorem, mój mąż w trakcie jakichś tam czynności rodzinnych w pewnym momencie powiedział trochę żartobliwie – ” nie mów teraz do mnie, bo robię już jedną rzecz”. Zaczęliśmy się obydwoje śmiać…Moje funkcjonowanie wygląda bowiem tak, że robię po kilka czynności naraz, zazwyczaj w biegu …i podobno, jak się patrzy z boku to jest to przerażające:):):):)
A tak na serio – w tym całym galimatiasie, żeby nie oszaleć, muszę być świetnie zorganizowana. I o ile w zawodowych kwestiach łatwiej mi ogarniać codzienność, to już te prywatne wymagają ode mnie więcej logistycznego i dalekosiężnego planowania. Np. w kwestii samych posiłków, połączenia często intensywnej pracy z odbieraniem dziecka ze szkoły, zaplanowaniem funkcjonowania domu gdy mnie nie ma, a od wiosny naprawdę często wyjeżdżam…Powiem Wam szczerze, że pogodzenie tych moich dwóch światów bywa po prostu trudne… Zawodowe działania jestem w stanie z góry zaplanować, realizować je i panować nad nimi. Dom, rodzina, ogród – tu już nie ma planowania i sztywnego trzymania się listy:) Sami wiecie jak to bywa. Dlatego też pomagam sobie, jak tylko potrafię – by nie oszaleć w tym maratonie. Choćby takim dobieraniem potraw w naszym menu – żeby było łatwo szybko, zdrowo i pysznie. Bardzo często bywa tak , że jednocześnie: gotuję, w trakcie czego wymykam się do ogrodu na szybkie prace, w trakcie których przez telefon załatwiam zawodowe sprawy, a nie raz nie dwa robię jeszcze przy tym zdjęcia:) Owo ” W TRAKCIE ” potrafi mi się w ciągu dnia wielokroć na siebie nakładać:) To dlatego moi mili, nie znajdziecie na czółnie propozycji potraw, nad którymi trzeba ślęczeć godzinami – bo najzwyczajniej w świecie nie mam po prostu na to czasu.
Kiedy moja przyjaciółka pierwszy raz zrobiła dla nas ten zdrowy deser, padłam z wrażenia. Po 1. dlatego, że jest pyszny. Po 2. że robi się go błyskawicznie, po 3. w końcu, że opiera się na samych naturalnych składnikach i nie dodaje się do niego cukru – ewentualnie, jeżeli ktoś bardzo potrzebuje większej słodyczy, wystarczy łyżeczka miodu. Składniki: gorzka czekolada, kakao, banan, avocado. Jak to zrobić? Proszę:
Zdrowy deser
Składniki:
1 dojrzały banan, 1 dojrzałe avocado, 2 łyżki kakao, łyżeczka miodu ( jeśli ktoś lubi bardziej słodkie desery), starta gorzka czekolada. Banana z avocado i kakao miksujemy w wysokim naczyniu – blenderem ręcznym, po zmiksowaniu dodajemy wiórki gorzkiej czekolady i łyżeczkę miodu – jeśli zależy nam na wyraźnej słodyczy. Jeżeli mam bardzo dojrzałe i słodkie banany – nie dodaję w ogóle miodu, deser jest wystarczająco słodki. Jest on również bardzo pożywny – ja traktuje go wręcz jako osobny posiłek, bardzo długo po jego spożyciu nie odczuwam głodu. Kakao i wyraźnie wyczuwalne wiórki gorzkiej czekolady sprawiają, że to mój deser nr 1 na naszej rodzinnej liście zdrowych słodkości:).
Już nie raz pisałam Wam, że jestem fanką gorzkiej czekolady. Od wielu już lat jest ciągle obecna w naszym domu – bo zaraziłam nią cała rodzinę. Wiedzieliście, że gorzka ma w sobie antyoksydanty, które chronią nas przed starzeniem? SŁOWO! :) Wiele badań naukowych potwierdziło dobroczynne jej działanie na cały organizm człowieka. Im bardziej czekolada jest gorzka, tym więcej ma antyoksydantów. Co dalej – wpływa świetnie na pamięć, hamuje rozwój demencji i zmniejsza ryzyko choroby Alzheimera. Zostało to potwierdzone solidnymi badaniami. Bogata jest również we flawonoidy, zwiększające przepływ krwi w mózgu. Mówiąc po ludzku – hamuje utratę pamięci. Owe związki flawonowe działają także antyrakowo i przeciwzakrzepowo, obniżają cholesterol i chronią skórę przed szkodliwym działaniem promieniowania UV. Brzmi nieźle, prawda? Odkąd zostałam ambasadorem Lindt, który mnie dosłownie rozpieszcza:) (DZIĘKUJĘ!), jeszcze częściej wplatam ją w nasze domowe menu. Gorzką czekoladę znajdziecie także w moim biurze, czy w samochodzie. To taka tajna broń:) i odpowiedź na małego „głoda” albo na nagłą chęć zjedzenia czegoś słodkiego. Kawałeczek gorzkiej – i po sprawie:) W tym deserze, prawdziwie czekoladowe wiórki są niebiańską kropką nad „i”
Poprzeplatam Wam dziś zdjęcia:) Bo tak wygląda właśnie moje życie – wielowątkowe, w biegu, zakręcone najczęściej:) Kwiecień okazał się na tyle szalony – że kilka razy miałam już wrażenie, że mi się zaraz system zawiesi:) Napiszcie proszę, że nie ja jedna tak funkcjonuję – bo wokół same stateczne kobiety, z praca „od” – „do”. I czuje się momentami niczym kosmita:) Czytają mnie jacyś zielonoczółnowcy tak samo jak ja – w notorycznym „biegu” ?
Za chwilę będę miała dla Was kolejną letnią niespodziankę, pojawił się bowiem projekt, z którego bardzo, ale to bardzo się ucieszyłam – ale o tym już następnym razem. Dziś mówię Wam weekendowe SMACZNEGO:) I wsiadam za moment do auta – o taaaak, znów będzie dalekie jechanie:)
UŚCISKI słoneczne! Do usłyszenia niebawem.
Artykuł Deser ZDRÓWKO, wielofunkcyjność i w drodze. pochodzi z serwisu GREEN CANOE.