Za każdym razem, gdy pierwsze jesienne podmuchy wyciągają z czeluści naszej szafy cieplejsze szale - zatrzymuję się. Łapię oddech, którego tak często brakuje mi w letniej zawodowej gonitwie. Rozglądam się - w siebie i za siebie. Zauważam znów nasz las:) Idę przepraszać ogród - za zaniedbanie. A w domu - pozbywam się rzeczy, po to by poczuć więcej powietrza. Owe porządki to już taka mała tradycja - jesienią czyszczę umysł, ciało i przestrzeń wokół siebie. Przegląd duszy i coroczne pytanie siebie samej - dokąd idziesz? Przegląd ciała i liczne wizyty u lekarzy uzmysławiające kruchość życia....Przegląd naszego domu - i uśmiech błogi...bo tak nam tu dobrze. Na miejscu. Jesienią wszystkie małe rzeczy urastają do rangi tych bardzo ważnych. Poranna kawa wypita w ulubionej porcelanie...pled ciepły, lampiony...zauważam dosłownie wszystko, co sprawia, że tak bardzo lubię tu mieszkać.
Siła NATURY, która nas otacza udziela mi się każdego dnia. To z niej tak wiele czerpię. Poranki z rosą w tle, popołudnia z pędzącymi chmurami na niebie i wieczory - z zachodami słońca, w trakcie których pnie sosen wyglądają niczym ogromne cynamonowe laski...Przyrzekam Wam, że za każdym razem gapię się na nie oniemiała...Skąpane w jesiennym słońcu wywołują we mnie powroty do dzieciństwa, sprawiają, że czas zatrzymuje się. Macie takie swoje obrazy, które przenoszą Was w inną czasoprzestrzeń?
Natura, którą mam to szczęście się otaczać - czyni mnie wrażliwszą i silniejszą. To dzięki niej doceniam każde pory roku, dzięki niej noszę w sobie ciągle zachwycające się światem dziecko i dzięki niej w końcu - wiem, że wszystko przemija...I to dobre i to złe...Nie skupiam się na tym co było, co będzie. Jestem w TERAZ.
Ze spacerów wrześniowych znoszę do domu różne zieloności:) - jeszcze zieloności, bo już za moment świat opatuli się w czerwienie i pomarańcze...
Liście paproci, gałązka zerwana przy płocie, wrzosy z ogrodu....szyszki...orzechy laskowe. Badylki różne, które robią nam tu za dekoracje. Ostatnie dni - bardzo chmurne i deszczowe pozapalały zaś wszystkie lampiony i lampy - i to od rana. No i kominek nam się przypomniał...I frędzle wróciły i ocieplacze swetrowe wszelkiej maści - a ja chłonę ten jedyny w roku czas.
Liście paproci, gałązka zerwana przy płocie, wrzosy z ogrodu....szyszki...orzechy laskowe. Badylki różne, które robią nam tu za dekoracje. Ostatnie dni - bardzo chmurne i deszczowe pozapalały zaś wszystkie lampiony i lampy - i to od rana. No i kominek nam się przypomniał...I frędzle wróciły i ocieplacze swetrowe wszelkiej maści - a ja chłonę ten jedyny w roku czas.
Siłę przyrody za oknem zestawiam z miękkimi pledami, srebrzystościami, rozmowami wielogodzinnymi, dobrym winem w tle:)...i muzyką, która rozbrzmiewa mi w sercu....Z ogrodu przywędrowały wrzosy, ostatnie róże no i sznur świetlny, który wisiał jeszcze całkiem niedawno na trasie. Słowem - zaczynamy jesienne gniazdowanie :)
Jesteście już w nastrojach jesiennych, czy jedną nogą jeszcze w lecie?:) Kto wyciągnął już z szaf ulubione swetry i kalosze?
Kto ubrał dom w ciepłe pledy i puchate poduchy? Jak się ma WASZE gniazdowanie?
W środę spotkam się z niektórymi z Was na konferencji w Gdyni, a z resztą moich czytelników już za chwilę "zobaczymy" się ponownie na blogu. Dokonaliśmy w domu pewnych rodzinnych przeprowadzek. I o nich właśnie Wam opowiem. Ale to za chwilę.
Dziś żegnam się już, O TAK przepięknie jesiennie:)DOBREGO DNIA moi mili.