Za oknem biały puch...od wczoraj i raczej nie na długo... Trzyma się ostatkiem sił, bo plusowe temperatury bez zażenowania rozgościły się w grudniu. No cóż - wolałabym białe święta, śnieżynki spadające z nieba i siarczysty mróz z pełnym słońcem na niebie - w tle. Takie bajkowe obrazy przedświąteczne zapamiętałam z dzieciństwa. Takie noszę w sercu. Święta bez śniegu? Dla wielu ludzi "ciepłe"święta nie mają klimatu. Coraz częściej słyszę też od znajomych: " nie czuję Świąt w ogóle w tym roku" albo "jakoś nie mam ochoty na Święta, przespałabym je i odpoczęła, ...muszę jeszcze zakupy robić, gotować...a tak mi się nie chce" Jesteśmy coraz bardziej zabieganym, zmęczonym społeczeństwem...Żyjącym w pośpiechu, przepracowanym, bez luksusu w postaci wolnego CZASU, który pozwoliłby się nam delektować magią chwili i przedświątecznymi przygotowaniami. To raz, a dwa - to co dawnej było nieosiągalne, wyjątkowe i sprawiało, że czas Świąt Bożego Narodzenia był tak odmienny od pozostałej części roku - dziś mamy na wyciagnięcie ręki. Pomarańcze? szynka?....znajdziemy w każdym sklepie za rogiem, o każdej porze roku. Typowo świąteczne zapachy, które nam kojarzyły się z zimą- naszym dzieciom już tak kojarzyć się nie będą. Jak odnaleźć magię Świąt zatem w dorosłym życiu? Jak nadal cieszyć się, że Święta nadchodzą? I jak nie dać się zwariować - nie stercząc godzinami w kuchni, by potem w Wigilię ledwo co siedzieć ze zmęczenia przy stole? Porozmawiajmy:)
Nawet najbardziej zapalone boginie domowego ogniska po kilka latach samodzielnego, SAMOTNEGO przygotowywania potraw świątecznych - mogą mieć dosyć. Trudno czuć magię świąt, gdy spędza się wiele godzin w kuchni - bez pomocy, towarzystwa i wsparcia. Może warto więc następnym razem podzielić obowiązki i wykonanie konkretnych potraw między wszystkich członków rodziny? Albo zrezygnować z niektórych z nich i skupić się tylko na tych ulubionych? Pamiętam, że gdy kilka lat temu znów zostało nam dużo jedzenia po Świętach, z którym nie wiadomo było co zrobić - postanowiliśmy z Pawłem, że wprowadzamy inny system. Po1. niektóre potrawy na Wigilię przywozi przyjeżdzająca rodzina ( to zdjęło z moich barków przygotowywanie wszystkiego). Oraz o połowę zmniejszyliśmy ich ilości. Tym sposobem, drugiego dnia Świąt nie mamy w lodówce zalegających sałatek, pieczeni itd.... Umówmy się, nie pierwszej już świeżości:) Jako młoda żona, za punkt honoru postawiłam sobie wyprawianie Świąt na 100 fajerek - 12 dań, pięknie przystrojony dom, wszystko wysprzątane, wyniuniane....Wszystko poza mną. Nie wspominam tych przygotowań do świąt zbyt miło - bo byłam potwornie na samym końcu zmęczona.
Potrzebowałam kilku długich lat, by zrozumieć, że Święta to nie potrawy "które muszą być" i sprzątanie - tylko MY, nasza rodzina...i TO, CO ŚWIETUJEMY. A tak często o tym zapominałam. Gdy na świecie pojawił się nasz synek - w ogóle zmieniły się priorytety. Przygotowanie jedzenia spadło gdzieś hen, hen - na sam dół. A najważniejszy stał się CZAS - nasz wspólny, świąteczny czas. I bliscy obok. Do dziś z dziecięcą wręcz niecierpliwością czekam na przyjazd moich braci z rodzinami, mojej mamy, całej rodziny Pawła, dzieciaków...NIC, ale to NIC mnie tak nie cieszy jak Ich obecność. I nauczyłam się - przyjmować pomoc z zewnątrz, dzielić między rodzinkę potrawy do wykonania; czasami korzystać z gotowych rozwiązań np. catering czy firma sprzątająca. A przede wszystkim przymykać oko na to, czego nie zdążyliśmy zrobić.
Jak to jest u Was? Jak sobie radzicie z gorączką przedświąteczną? Czy tak jak ja - trochę "odpuściliście" i po prostu cieszycie się czasem z bliskimi?, czy raczej hołdujecie tradycji - i mimo zmęczenia wszystko musi być na stole przygotowane, a dom "wykrochmalony"?
Jakie są Wasze sposoby na to by nie dać się zwariować przed Świętami? :)
p.s wszystkie dzisiejsze zdjęcia - to nasze rodzinne archiwum:):):) Właśnie tak wyglądał nasz przedświąteczny czas
przez ostatnie lata.
przez ostatnie lata.
Do usłyszenia moi Mili - czekam na Wasze przedświąteczne opowieści:)
