Marzę w skrytości sama przed sobą o tym, by być systematyczną:). Tymczasem całym moim życiem rządzą dynamiczne i nieprzewidywalne PROJEKTY. Od jednego celu do kolejnego celu. I było tak – odkąd tylko pamiętam. Moje projekty są zazwyczaj krótkie, mają jasno wyznaczoną metę, określony cel i ZADANIA, jakie przede mną stoją. Tak – jestem zadaniowcem. Owe projekty muszą się również zmieniać. Systematyczność i cykliczne, powtarzalne dokonywanie tych samych czynności w nie daj Boże jeszcze długim upływie czasu – wykończyłoby mnie na amen:) Tak teraz myślę sobie, że to jest trochę analogiczna sytuacja do naszych kobiecych marzeń: mamy długie gładkie i proste włosy, marzymy o burzy kręconych zwariowanych loków. Mamy mały biust – marzymy o większym, mamy większy – wolałybyśmy mniejszy. Jesteśmy niskie – chciałybyśmy być wyższe. Często pragniemy tego – co teoretycznie nie jest nam dane. Ale czy na pewno nie jest? Czy na pewno nie możemy po to sięgać?
Gdy po Sylwestrze myślałam o własnych pragnieniach lub marzeniach, które mogłyby się ziścić w tym roku…doszłam do wniosku, że tak naprawdę to jestem bardzo spełnionym, szczęśliwym człowiekiem. WIEM, WIEM – w Polsce podobno nie wolno o tym głośno mówić. Nie wolno publicznie powiedzieć – jestem szczęśliwy, spełniony, majętny lub mam rewelacyjne małżeństwo. U nas to nie przystoi, nie wypada i jest wręcz niebezpieczne, za chwilę bowiem znajdą się tacy, którzy zechcą nam udowodnić że na to wszystko po1. nie zasłużyliśmy, po2. zaraz to stracimy a po3. jeśli nawet to wszystko mamy, to na pewno psim swędem, albo niesprawiedliwie. PODOBNO. Ale wiecie co – ja widzę ostatnio coś innego. Widzę w nas samych sporą zmianę. Widzę, że bardzo wielu z nas STARA SIĘ bardzo myśleć pozytywnie, żyć pozytywnie, działać ku swojemu i swojej rodziny dobru – nie oglądając się na to, co powiedzą inni. Otaczają mnie coraz częściej Polacy uśmiechnięci i z dobrym nastawieniem do życia. Ci np. których spotykałam ostatnio zagranicą to już nie byli turyści z reklamówką wypchaną konserwami:) nastawieni na leżenie przy hotelowym basenie i korzystanie z all Inclusive, a tak samo jak ja – ciekawi świata ludzie, których fascynowała kultura i sztuka, którzy chcieli pokazać piękno świata i kolebki naszej kultury swoim dzieciom. Widzę również, że coraz więcej ludzi publicznie i głośno mówi – jestem szczęśliwy- bo na to szczęście pracuję. UCZĘ SIĘ GO, uczę się zauważać piękno codzienności, wartość mojej rodziny, mojej pracy, i tego jak żyję. I że tak jak ja – mnóstwo ludzi PRACUJE NAD SOBĄ. Bo jeśli tego nie robimy – wystawiamy się na stratę. Tak, tak – dobrze przeczytaliście. Stratę intelektualną, cielesną i duchową. Nie rozwijając się, nie mając kontaktu z pięknem, nie oglądając przedstawień, filmów, nie czytając, nie ucząc się, nie mając kontaktu z żadną aktywnością fizyczną, nie spotykając się i nie dyskutując z drugim człowiekiem, nie celebrując dnia codziennego ani nie ucząc się siebie samych oraz innych, choćby kultur – tracimy bardzo wiele. Co? Własne życie i możliwości stania się lepszymi. Pomyślcie, jak wielu z nas ma poczucie życia upływającego miedzy palcami…jak wielu z nas biadoli na swój los nie robiąc nic, ale to dosłownie NIC by go zmienić. A ja wiem – że bez starań, bez działania, bez podjęcia konkretnych decyzji nic się samo nie zadzieje.
Bardzo często słyszę, że jestem pracoholikiem. To prawda. No jak mogłabym zaprzeczać – gdy naprawdę nim jestem:) Ale mało kto wie – że w głębi duszy tak naprawdę JESTEM LENIWA. Kochani – ja jestem leniwa jak diabli. I nawet nie wiecie, jak wiele wysiłku kosztuje mnie ta moja pracowitość. Wszyscy ludzie, którzy patrząc na pracusiów myślą sobie – ależ on/ona ma dobrze, już się taka urodziła – zdolna, pracowita, chętna do działania…..bardzo często się mylą. Bo pod dużymi sukcesami najczęściej kryje się PRACA, PRACA i jeszcze raz mozolna PRACA oraz codzienne pokonywanie własnych słabości. Łatwiej jest czegoś nie zrobić – niż to zrobić. Łatwiej jest sobie odpuścić, wytłumaczyć się samemu przed sobą, rozgrzeszyć swój brak aktywności – aniżeli wbrew wygodnictwu – zacząć jednak nad sobą pracę.
Moje małe, większe oraz bardzo duże projekty toczą się jeden po drugim. Musiałam się wiele nauczyć, musiałam często rezygnować z wolnego czasu lub robić coś wbrew temu, co kusząco podpowiadała moja leniuszkowata część duszy:) Musiałam pokonywać ( i nadal to robię) swoje słabości lub obawy. ALE WARTO TO WSZYSTKO ROBIĆ. Warto nad sobą pracować – właśnie po to by nie wystawiać się na straty, o których pisałam. I po takim wstępie nie powinna Was zdziwić informacja, że do toczących się projektów dodałam jeszcze jeden – bardzo prywatny i bardzo ważny dla mnie. Projekt LEPSZE ZDROWIE. Od początku roku porobiłam sobie wiele badań – by sprawdzić w jakim stanie jest mój organizm. Po przekroczeniu 40tego roku życia ( choć dla wielu z nas owa 40tka jest jedynie jakimś symbolem a nie oznaką starzenia) zauważyłam, że mój organizm spowalnia. Bardzo delikatnie, ale jednak. Przemiana materii, odporność czy reakcja na żywienie – jest zdecydowanie inna niż gdy miałam 20 lat. Myślicie że się tym zasmuciłam? – NIE :) Już nie raz pisałam, że ja siebie po prostu lubię, a zmiany które zachodzą w moim organizmie przyjmuję jako naturalną kolej rzeczy. Pytanie zostaje tylko jedno – co z nimi mogę zrobić. Np. widząc, że zmieniła się moja gospodarka hormonalna i przemiana materii. Albo że mój organizm źle reaguje na dotychczasowy sposób żywienia. Zauważyłam np., że sylwetka nagle zaczęła robić się zbyt ciężka – i nie pomagają już ani spacery, ani dotychczasowe działania by utrzymać wymarzoną wagę. I znów- najprościej byłoby nie robić NIC. Na zasadzie – tak widocznie musi być. Jak już się urodziło dzieci – to wiadomo trudniej być szczupłą. Łatwe wytłumaczenie, prawda? Ale jak już wspomniałam wyżej – to nie moja droga. I oczywiście – ZADZIAŁAŁAM! :)
Zaprosiłam do wspólnego projektu AGNIESZKĘ MIELCZAREK – dyplomowaną coach żywienia, autorkę rewelacyjnych książek: „Detoks dla opornych”, „5 lat młodsza w 5 tygodni”, „Jak schudnąć po 40”, a prywatnie CUDOWNĄ, powtarzam CUDOWNĄ, pozytywną, uśmiechniętą i bardzo motywującą do dobrego życia dziewczynę:). I zaczynamy malować w kolorowych barwach smakowitych przepisów – moją drogę po zdrowe życie, po zgubienie zbędnych kilogramów, po wprowadzenie i umocnienie właściwych nawyków żywieniowych. Towarzyszy nam w tym Instytut Mikroekologii, który bada właśnie w tej chwili moje osocze oraz … moja rodzina:) O tak – wspierają mnie bardzo!. Już za jakiś czas pokażemy Wam 1 odcinek nakręcony wspólnie z Agnieszką, w którym poszukamy powodów opóźnienia metabolizmu w naszych organizmach oraz podzielimy się z Wami przepisami na potrawy, idealne dla zalatanych, podróżujących i żyjących mało systematycznie kobiet – czyli np. dla mnie:) Choć założę się, że wśród czółnowych czytelniczek mam mnóstwo zabieganych kobiet, prawda? Agnieszka obiecała pomoc, fachowe porady, pyszne przepisy i przede wszystkim OGROMNE WSPARCE:)Mając takiego partnera obok – niczego się nie boję i jestem pełna dobrego nastawienia:)
A może ktoś z Was wspólnie ze mną podejmie wyzwanie? Kto chce jeszcze zawalczyć o swoje zdrowie, piękniejszy wygląd, świetne samopoczucie i zgrabniejszą sylwetkę? PRZYŁĄCZYCIE SIĘ?;) Zaczniemy wspólnie robić cos dla siebie:)? Do usłyszenia już niebawem.
Artykuł MYŚLĘ ŻE – nie pracując nad sobą, wystawiamy się na stratę. pochodzi z serwisu GREEN CANOE.