Tak, tak – znam samo określenie hygge, znam książki o hygge, gdy otwieram ostatnio lodówkę towarzyszą mi obawy, że jakieś hygge mi stamtąd wyskoczy:):) I ilekroć czytam wszelkie peany na temat tego „zjawiska” zaczynam się zastanawiać O CO CHODZI??? Śmiem przypuszczać, że z hygge’omani najbardziej zacierają ręce duńscy spece od marketingu – bo ilość konkretnych dedykowanych rzeczy, która została sprzedana pod pretekstem, iż są niezbędne byśmy się mogli odpowiednio zrelaksować i za hygge’ować ku własnemu ukojeniu, jest po prostu zdumiewająca.
Na wszelki wypadek, gdyby jednak, jakimś CUDEM któryś z naszych czytelników nie wiedział o co chodzi: Hygge to termin duński , który w wielkim skrócie oznacza naukę odnajdywania spełnienia czy szczęścia w codzienności i drobnych miłych sytuacjach. Wiedzieliście, że z badań wynika iż to Duńczycy właśnie są podobno najszczęśliwszym narodem na świecie? Samo hygge oznacza również „przytulność, bezpieczeństwo, ognisko domowe, ale też intymną wspólnotę, błogostan, komfort bycia ze sobą, z innymi, ze światem.” I wiecie co?…Tak sobie myślę – no przecież GREEN CANOE jest hygge:):):)! i to odkąd tylko istnieje. I to nie prawda, że w Polsce dopiero po wydaniu publikacji o hygge rodacy dowiedzieli się jak być szczęśliwymi. Gdy czytam tego typu wnioski – prycham z irytacją. Gdy czytam również „porady” zawarte np. w książce „Hygge – Duńska sztuka szczęścia” nie mogę uwierzyć, że ktokolwiek czytając te „objawione prawdy” nie miał poczucia nabijania w butelkę.
Chyba jestem jedyną nielicznym głosem z blogowego środowiska, którą samo zjawisko nazwane, upięte w schemat ( jak nie masz kominka, ciepłych skarpet, stada zapalonych świec, śmiesznego retro ekspresu do kawy na papierowy filtr i jeszcze wielu wielu innych najniezbędniejszych akcesoriów) – to z Ciebie jest po prostu najwyżej szczęśliwa Polka a nie hygge’ująca nadążająca za trendami dziewczyna:) – po prostu śmieszy.
Tak na koniec – słowo wyjaśnienia: nie, Green Canoe nie jest hygge. Ani ja:) Jestem po prostu, tak zwyczajnie, nudnie i po polsku: szczęśliwa i spełniona ( o tak – na te uczucia mamy cały czas nasze polskie określenia:) Mój dom jest pełen harmonii, a moi bliscy ludzie są dla mnie ważni. Mam przyjaciół, których darzę dużym zaufaniem i szacunkiem. Jak mi źle, robię sobie kakao lub dzwonię do przyjaciółki, jak mam wolną chwilę czytam ukochane książki. A świece są w moim życiu odkąd pamiętam.
I jestem pewna, że też to znacie, i też to czujecie – bez hygge, ani innych obcobrzmiących słowotworów:)
To co? CO CZYNI CIĘ W ŻYCIU SZCZĘŚLIWYM? i spełnionym? :) Uchylicie rąbka tajemnicy?
A ja w sobotę będę już miała dla Was pewną niespodziankę…ot, by było nam w naszych domach jeszcze milej:)
Artykuł MYŚLĘ ŻE…Mówcie mi hygge?. pochodzi z serwisu GREEN CANOE.